środa, 25 marca 2015

Rozdział 3

- Na pewno wszystko w porządku? – Zapytała kolejny raz dziewczyna razem z brunetem pomagając Rossowi dojść do domu.
- Boli mnie głowa, ale nic po za tym. – Zerkną, na nią.- A ty…, kim jesteś?- Zapytał.
- Gabrielle Evans, jestem nowa, przyjechałam wczoraj. Mieszkam nie daleko.- Powiedziała spojrzawszy na drugiego brata, bruneta. Włosy okalały mu twarz i sięgały do brody, duże czekoladowe oczy spoglądały na nią z zaciekawieniem i podekscytowaniem. Na ustach gościł lekki łobuzerski uśmiech. Umięśnione ramiona podpierały młodszego brata. Koszulka mokra od potu przywarła do jego torsu, a długie palce u dłoni lekko stykały się z jej plecami. W skrócie mówiąc był bardzo przystojny. Od spotkania i tej akcji z kijem nie odezwał się ani razu jedynie się uśmiechną.
   Dochodzili już do dużego domu nie był jak willa, ale nie był też jak zwykły dom jednorodzinny. Gdzieś tak pomiędzy. Na podwórzu koło domu był basen, całkiem spory z trampoliną ustawioną na wysokości siedmiu i pół metra, z której skakali chłopacy i jeszcze jedną pięciometrową, z której skakała Rydel. Wśród drzew stała pięcioosobowa huśtawka, idealne miejsce do odpoczynku i schłodzenia się w upalne dni.
   Brunet otworzył furtkę kopiąc jej klamkę. Dziewczyna pomogła dojść Rossowi do domu. Gdy obaj bracia zniknęli gdzieś za drzwiami stała jeszcze chwile na progu po czym zdała sobie sprawę, że najwyższy czas żeby wracać. Po południu miała jechać do miasta z Alecem ( Alekiem). Obróciła się zwinnie i zeskoczyła z kilku schodków lądując na dróżce wysypanej różnorodnymi kamieniami. Zamknęła furtkę za sobą i poszła w stronę, z której właśnie przyszli.
                                       ***
- O mój boże! Ross! Co ci się stało?! Cały jesteś w piasku i masz ogromną śliwę pod okiem…. Rockyy!- Zawołała zdumiona Stormie, gdy obaj weszli do kuchni. Po chwili wyciągnęła z zamrażarki zimny groszek i podała go blondynowi, który machinalnie przyłożył go do głowy. Niewypowiedziana ulga.    Rodzicielka w tym czasie ze złością patrzyła na starszego brata.
- Ale to nie ja! Bo wiesz zdarzyła się taka głupia sytuacja…- Zaczął patrząc prosto w oczy matki. – Bo na spacerze poznaliśmy…. A właściwie to wystraszyliśmy…. Oczywiście przypadkowo, nie nasza wina, bo ona….
- Dorzeczy Rocky! – Odezwała się podenerwowana Stormie.
- No i my ją tak nie chcący wystraszyliśmy, i ona myśląc, że Ross jest jakimś zoczuchem zdzieliła go kijem. Przepraszała nas i nawet pomogła doprowadzić Rossa do domu. Czeka tam na podwórku przed drzwiami.- Skierował się do hallu ciągnąc mamę za rękę. Otworzył szeroko drzwi i…., nie zobaczył tam nikogo. Rozejrzał się dobrze, gdy ujrzał znikający za rogiem biały top. Wybiegł z domu nie zwracając uwagi na wołanie mamy, pobiegł w stronę zakrętu, za którym zniknęła dziewczyna. Zdyszany zawołał.
- Gabrielle! – Dziewczyna odwróciła się słysząc swoje imię. Zobaczyła bruneta opierającego się o słup i okropnie dyszącego. – Czy umówiłabyś się dziś ze mną na kawę?!- Krzykną nie zwracając uwagi na przechodniów. Dziewczyna lekko się uśmiechnęła.
- Z chęcią, ale dzisiaj nie mogę, nie mam czasu. Może jutro po południu?!-  Odkrzyknęła. Brunet uśmiechną się szeroko ukazując dwa rzędy lśniących białych zębów. Co z tego, że wcale jej nie poznał, że wie o niej tylko to jak się nazywa. Zakochał się, po prostu, zwyczajnie się zakochał. Miłością od pierwszego wejrzenia. Ludzie mówią, że to bzdura, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje. Kłamstwo! Nie chodzi tu o urodę, bo nie tylko wygląd się liczy powinno patrzeć się na sposób bycia, na to, jakim człowiekiem jest ta druga połówka. Uroda to tylko taki mały bonus, ale nie znaczy, że ta osoba jest taka fajna, jaka jest ładna. A Gabrielle…. Ona oddaje takie ciepło…. Nie wiadomo jak dobrze wyrazić to słowami. Po prostu patrząc w jej duże czekoladowe oczy nagle masz ochotę zamknąć ją w swoich ramionach i nigdy nie puszczać. Przynajmniej on tak czuł, odkąd ją zobaczył. Spoconą, w za dużym dresie, ale wystarczyło jedno spojrzenie by mógł utonąć w morzu szczęścia, że ją widzi. Od bardzo, bardzo  dawna, od kąt zrozumiał, co naprawdę liczy się w życiu nie mógł znaleźć sobie żadnej dziewczyny. Laski, z którymi wcześniej się umawiał, wydały mu się takie płytkie i sztuczne. Może wcześniej też takie były, ale on tego nie widział. Gdy zobaczył Gabi jej krótkie, niepewne spojrzenie poczuł, że znalazł to, czego szukał. Że ona idealnie go dopełnia, że to właśnie jest jego ideał, jego Crush.     
                                               ***
- Jestem! – Zawołała już od progu i od razu skierowała się do łazienki. Zdjęła spocony podkoszulek i dresy. Wskoczyła pod prysznic i poczuła ulgę wraz z ciepłą wodą. Co jej strzeliło żeby przy grzmocić chłopakowi kijem?? I do tego umówiła się z jego bratem na randkę! Jego bratem, którego wcale nie zna. Ale to była szybka decyzja. Po prysznicu zeszła na dół w szlafroku żeby pożyczyć podkoszulek z szafki siostry.
- Gotowa?! Czekamy na ciebie. – Powiedział Alec stając w progu sypialni. Dziewczyna wyjęła włosy spod koszulki i przytaknęła. Ruszyła za szwagrem. Po chwili byli już w samochodzie. Zapięła pasy na przednim siedzeniu.
- Jak ci się biegało?- Zapytał uruchamiając silnik Alec. Dylemat powiedzieć mu czy raczej nie?
- W pewnym sensie, taka głupia historia.- Zaczęła opowiadać. Gdy skończyła byli a miejscu. Gigantyczne centrum handlowe.
- Dobra robimy tak, daje ci kasę, idziesz połazić po sklepach i kupujesz sobie ciuchy, jakie chcesz a ja w tym czasie lecę po zakupy z Rozzi. Masz dwie godziny a potem spotykamy się przy samochodzie. Jak się zgubisz to dzwoń zapisałem ci numer w telefonie jak się kąpałaś. – Powiedział po czym udał się z dziewczynką do działu spożywczego.
   Gabi została sama. Ruszyła do pierwszego lepszego sklepu obuwniczego. Na półkach stało pełno najróżniejszych butów. A czego ona szukała? Najzwyklejszych trampek. W babskim dziale ich nie było, więc postanowiła szukać w męskim. No okey coś znalazła, ale nie ten rozmiar, nie ten kolor, nie ten fason. Po jakiejś półgodzinie szukania rozmiaru postanowiła opuścić sklep. Ale nie tak prędko, przecież nie da się wyjść ze sklepu nie zaliczając jakiejś wtopy. Na przykład potrącenia jakichś kartonów i wywalenia na podłogę jakiejś setki par butów. Stała jak słup soli patrząc się na swoje dzieło. Po chwili zbiegli się pracownicy sklepu. Na szczęście żadna para cudem nie ucierpiała musiała tylko to wszystko posprzątać. Wkładała czarne mokasyny do pudełka, gdy zobaczyła drugą parę rąk robiącą to samo. Obok niej kucał chłopak, ciemny blondyn, niebieskie oczy, torba na ramieniu, powaga i zarazem uśmiech na twarzy, zero, jakich kol wiek mięśni. Nie żeby to był jakiś problem.

-Pomogę ci. – Powiedział miękkim głosem. Patrząc jej prosto w oczy.


No dobra staram się wymyślić jakąś sensowną wymówkę na tę nieobecność. Mam nadzieje, że mnie zrozumiecie , ale był to nawał obowiązków związanych ze szkołą, za tydzień egzaminy, brak czasu i weny. Rozdział krótki ale wynagrodzę wam jeszcze dzisiaj choć bym miała pisać o północy dodam rozdział numer 4. Ten dodaję w pośpiechu bo trzeba w końcu odrobić tę matmę. 
Przemyślenia na temat miłości.... prawdę mówiąc moje prywatne przemyślenia. Co tu dużo mówić.  Tajemniczy nieznajomy.... nie dodawałam Susanne i Aleca do zakładki bochaterowie, bo nie są oni tak ważni w tym opowiadaniu, ale JEGO dodam. Już mam nawet wybranego przystojniaczka, myślę, że może ktoś będzie znał. :) Nasz Rocky zakochany po uszy w Gabi, ale czy to wypali??? Może ona nie będzie chciała??? O to jest pytanie xDD Dowiecie się w krótce. Pozdrawiam i życzę miłego czytania.
 Komentujesz = Motywujesz
Anula:*
 

piątek, 27 lutego 2015

Rozdział 2

Obudziły ją promienie słońca wkradające się przez szpary w staromodnych, długich do ziemi zasłonach. Pogoda na zewnątrz poprawiłaby humor nawet największemu gburowi na świecie. Gabrielle otworzyła oczy, na które bezczelnie padał promyk słoneczny. Wyciągnęła się leniwie i spojrzała na elektroniczny zegarek stojący na szafce nocnej. Dopiero dziewiąta. Odrzuciła koc na bok i wstała z łóżka nie poprawiając go jak to w zwyczaju maja inni ludzie. Jaki jest sens w ścieleniu posłania i tak przez cały dzień koc się wygniecie a wieczorem i tak pójdzie spać. Zawiązała pasek szlafroka w pasie zabrała z półki ręcznik i poszła do łazienki.                                                                                                  Niema nic bardziej orzeźwiającego niż przyjemny prysznic z samego rana. Mokre włosy opadały na ten sam, T- shirt, nie lubiła ich suszyć, bo poco niszczyć włosy skoro i tak same wyschną. Zeszła na dół do kuchni po drodze usłyszała w salonie dźwięki telewizora, Rozzi oglądała swoją poranną listę bajek.
- Dzień dobry. –Powiedziała stając w progu kuchni. Wysoki brunet stojący przy kuchence obrócił się zwinnie między szafkami. Uśmiechnął się szeroko na widok nastolatki z mokrą blond czupryną.
- Dzień dobry! Wstałaś! Nie widzieliśmy się wczoraj, ale postanowiłem ci to wynagrodzić pysznym śniadaniem.- Podszedł do niej uścisną ją mocno poczym zaprosił do stołu. Po chwili do kuchni wpadła dziewczynka ubrana w różową tiulową sukienkę baletnicy trzymająca w ręce plastikową różdżkę i koroną na głowie.
-Sy psygotowałeś jus moje śniadanie wierny kuchciku? – Powiedziała siląc się na dostojny ton.
-Ależ oczywiście księżniczko, śniadanie już podano. – Odpowiedział Alec poczym zaczął łaskotać dziewczynkę. Po chwili Rozzi rzuciła się Gabi na szyje.
- Ciociu ciesę się, że psyjechałaś do nas! Będziemy się telas bawić cały dzionek! Tylko my dwie!
-Nie rozpędzaj się tak mała, ciocia Gabi idzie dziś na zakupy… wszyscy idziemy. – Powiedział Alec. – Su kazała cię zabrać na zakupy, żebyś kupiła sobie ubrania w LA. Chcesz jechać już teraz czy popołudniu? – Zapytał biorąc do buzi kęs bekonu prosto z patelni.
- Po południu teraz chciałabym się przebiec, tak na dobry początek dnia. Jest tu gdzie pobiegać? – Zapytała.
- Jasne jest tu las a zaraz za nim plaża. Myślę, że rano nie będzie wiele ludzi. Weź dresy Su z półki w sypialni. – Zaczął jej tłumaczyć wygląd spodni.
- Ok. to ja idę. – Powiedziała poczym wstała od stołu i poszła po dresy. Po piętnastu minutach była już gotowa włosy zdążyły jej wyschnąć. Topu nie zmieniła natomiast miała szare dresy do kolan i włosy związane w blond kitkę. Założyła swoje trampki, włożyła słuchawki i wyszła z domu kierując się do lasku.
                                               ***
Białe skarpetki bezszelestnie stykały się z panelami w pokoju Rossa. Spał jak mały słodki susełek. Rozkoszny widok, ale co zrobisz, godzina już późna najwyższy czas wstawać! Jeden skok i brunet wylądował na młodszym bracie.
- Rocky! Złaź! Złaź ze mnie! – Wierzgał się Ross pod ciężarem brata. Lecz ten nie miał zamiaru ustąpić.
- Nic z tego, wygodny jesteś. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu szatyn.
- Rocky! – Darł się na całe gardło.
- Ehh… poproś ładnie to może zejdę. – Znów się uśmiechną.
- Złaź gnieciesz mi klejnoty! – Ross próbował zwalić brata na podłogę, lecz ten nie dawał za wygraną.
- Nie zła odpowiedź. Wchodzisz Ell! – Krzykną po chwili drzwi szeroko się otworzyły a w nich stanął Rat jak zwykle w dwóch innych skarpetkach. Rozpędził się i wylądował obok blondyna. Owinął się kołdrą jak w kokon i z turlał się z łóżka. Blondyn rozłożył ręce.
- Dobra już dobra wstaję.
-Przybij żółwia partnerze. – Zawołał Ratliff wystawiając pięść w stronę Rockyego. Brunet przybił żółwia, po czym zsuną się na Rata. Ten jękną z niezadowolenia.
- Ehh następnym razem ty ściągasz kołdrę. A ja budzę susełka. -Po pięciu minutach cała trójka zeszła na dół na śniadanie. Przy stole siedział już, Riker o dziwo uśmiechnięty, Rydel dźgająca widelcem swoją jajecznicę, Mark i Stormie oraz Ryland. Ross zajął miejsce, obok Rylanda sycząc z bólu przy siadaniu.
- Widzę, że i tobie Rockliff zafundował darmową pobudkę? – Uśmiechną się, pokrzepiająco. Na co blondyn wywrócił oczami i zajął się swoimi tostami. Po chwili przy stole siedział już Rocky i Rat pałaszujący naleśniki z bitą śmietaną i syropem klonowym.
- Idę dziś pobiegać na plaży. Wiecie trzeba dbać o to ciało. – Napiął mięśnie -Ktoś idzie… biegnie ze mną, Ross patrzę znacząco na ciebie.- Powiedział brunet.
- No w sumie, czemu nie. Dobrze mi zrobi spacerek.- Uśmiechną się do brata. Po chwili obaj byli już w krótkich spodenkach, koszulkach na ramiączka i Beanie na głowie. Obydwie tradycyjnie podwędzone Rikerowi. Zamknęli za sobą drzwi domu i ruszyli truchtem w stronę plaży.
-Nie sądziłem, że się człowiek może tak zmachać biegnąc tylko do plaży… masakra! – Jęczał Ross leżąc na jeszcze nienagrzanym piasku i ledwo łapał oddech. Rocky stał nad nim szczerząc białe ząbki. Brunet jakoś nie za bardzo się zmęczył, ale to dobrze kondycje ma coraz lepszą. Pomógł bratu wstać. Nagle silny wiatr porwał szarą Beanie z głowy Rockyego.
- Ej oddawaj! – Krzyknął myśląc, że to jakoś pomorze. Po chwili ruszył za czapką, a Ross za nim. Dotarli do lasu, albo raczej części gdzie posadzone były gęsto koło siebie półtorametrowe brzozy. Czapka zaczepiła się o jedną z nich. Ale żeby ją zdjąć trzeba było się przeprawić przez pół lasku.
-No, co nie mamy wyjścia Riker mnie zatłucze jak ją tam zostawię. Idę. – Jękną szatyn poczym wszedł w gęstwinę.
-Co, to za wiatr?...Czekaj idę z tobą! – Krzyknął Ross.
                                       ***
Oddychała coraz ciężej, nogi ją bolały od półgodzinnego biegu. Zatrzymała się na chwile, żeby odpocząć. Usiadła na uciętym pniu i spojrzała na brzozy rosnące przed nią. Po chwili usłyszała gdzieś między nimi dziwne sapanie i pocharkiwanie. Wstała po cichu z pnia, podniosła grubą gałąź z ziemi i zaczaiła się na zwierze. W każdej chwili mogło ją zaatakować. Jeszcze chwila… jeszcze chwila. Nagle coś się wyłoniło z pomiędzy drzew bez zastanowienia zaczęła walić go kijem.
- Aaał przestań stój!! – Krzykną blondyn wijący się z bólu. Po chwili z za drzew wyszedł drugi tym razem brunet. Widząc, co się stało zaczął się śmiać. Cały był czerwony oczy mu się świeciły. Przyjemny miał śmiech. Dziewczyna zobaczyła blondyna, wyrzuciła kij i uklękła przy nim.
- O matko ja… Ja nie chciałam nie wiedziałam… Strasznie cię przepraszam, myślałam, że to jakieś zwierze i… Nic ci nie jest? – Zaczęła się jąkać. Blondyn podniósł głowę i spojrzał na klęczącą dziewczynę. Blond włosy związane opadały jej na ramiona, czekoladowe oczy patrzyły na niego ze strachem i współczuciem. Przedtem lekko zarumienione policzki teraz były ognisto czerwone.


- Nie nic mi nie jest. – Powiedział Ross wpatrując się nadal w dziewczynę. 

Hej Haj 
Dodaje rozdział numer dwaa. Cieszycie się ?? Przyznam się wam w sekrecie, że chciałam was zmylić tym rozdziałem. Bo tak naprawde to opowiadanie nie jest o Rossie. Muhahahah wredna ja! ;)
Jestem teraz chora :( łeee, ale dzięki temu mam czas na pisanie rosssdziałów. Ehh nie na widzę wizyt u lekarza. Bo on to taki zboczuch co tylko chce pooglądać małe dziewczynki. xD Ugh a propo zbliża się szczepienie !!!! Nie na widzę igieł nawet jeśli są małe i cienkie. ( przechodzą mnie właśnie teraz ciarki) Ale dosyć gadania o lekarzach i igłach. Komentujcie ile wlezie lubię czytać wasze komentarze i dodałam nową stronę " Wasze historie" możecie tam reklamować swoje blogi. Śmiało chętnie poczytam. :) I piszcie czy się rozdział podoba czy nie! Miłego! :) 


Jest w końcu mi się udała notka! Aha aha aha aha :P :)
Anula :*

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział1

Autobus dotarł na miejsce jakiś kwadrans temu. Teraz wystarczyło przejść dobry kilometr do małego jednorodzinnego domku z dala od wielkiego miasta. W sumie dobrze ma czas, żeby przemyśleć sobie parę spraw. Teraz, gdy nastolatka szła sobie pustym asfaltem… w nocy… z dala od ludzi zaczęła się bać, ale nie o to, że może ją ktoś porwać i wykorzystać, ani o to, że z lasu może wypełznąć potwór i ją pożreć. Bała się, że znajdą ją rodzice, zabiorą z powrotem do tego „więzienia”.
     Zawsze ją sobie podporządkowywali, nigdy nie mogła wyrazić swojego zdania. Ale mimo tych wszystkich wad kochała swoich rodziców. Mieli oni swoje zalety. Zawsze miała do kąt wrócić, do ciepłego domu, w którym zazwyczaj niczego nie brakowało. Było i jest jedzenie, ubrania, zabawki, rozrywka. I zdawało sobie sprawę, że mimo specyficznego charakteru obojga rodziców oni też ją mocno kochają. Zapewniają jej bezpieczeństwo, więc dlaczego uciekła?  
    Po dobrej pół godzinie stanęła przed dużymi drzwiami jasnożółtego domu. Zdziwiła się, gdy ostatnim razem tu była dom był mniejszy. Już miała pukać, kiedy drzwi same się otworzyły. Na zewnątrz wyszła średnio wysoka kobieta o jasnych brązowych włosach, które układały się w fale tymczasowo splecione w gruby warkocz. Oczy miała zmęczone i zaspane czekaniem. A z jej wyrazu twarzy można było wyczytać niepokój, a zarazem ulgę.
- Gabi jesteś już. Wejdź do środka jest już chłodno. –Powiedziała 26-latka i ściślej opatulając się seledynowym szlafrokiem. Poczym obydwie weszły do domu zamykając za sobą drzwi na klucz. Już w progu czuć było zapach lawendy, ulubiony zapach jej siostry przyjemnie łaskotał nos nastolatki. Zdjęła trampki w przedpokoju poczym w zielonych kapciach wyjętych z szuflady poszła do salonu, gdzie przywitała ją głośnym okrzykiem radości czteroletnia Rozzi. Córka Suzanne i Aleca, który musiał dziś zostać na noc w pracy. Alec obecnie pracuje, jako ochroniarz w firmie robiącej meble z drewna na skalę światową. On i jej siostra poznali się na imprezie, na którą Suzanne wymknęła się z domu. Teraz wie, że było warto, bo w końcu Alec to fajny gość. Su dwa lata po poznaniu Aleca uciekła z razem z nim do Los Angeles. Zerwała kontakt z całą rodziną. Tak naprawdę to mama nie wie, że ma wnuczkę i czy starsza córka w ogóle jeszcze żyje. Tylko nastolatka zna adres siostry i utrzymuje z nią potajemny kontakt. Dlatego właśnie tu przyjechała, miała nadzieję, że rodzice nie znajdą jej tak szybko. Miała też nadzieję od września iść do świetnej szkoły w Los Angeles.
- Jesteś głodna? – Zapytała Suzanne wyrywając dziewczynę zamyślenia.- Może kanapkę?
- Nie dzięki, nie jem o takiej porze. Od tego się tyje, a w sporcie bardzo ważne jest odpowiednie odżywianie i mięśnie nie tłuszczyk. – Spojrzała z szyderczym uśmieszkiem na siostrę zajadającą się kanapką. Na co starsza wywróciła oczami biorąc kolejny gryz razowej bułki. Po chwili wyszła z kuchni dając nastolatce znak, żeby ta poszła za nią. Na piętrze znajdowały się sypialnie. Po kilku minutach znalazły się w średnim pokoju na końcu korytarza. Weszły do środka. Ściany pomalowane były miętową farbą. Przy oknie stało dwuosobowe łóżko przykryte tak samo miętowym kocem. Na środku pokoju leżał brązowy, włochaty dywanik.
- Widzę, że zrobiliście niezły remont. – Powiedziała blondynka.
- Tak, kiedy urodziła się Rozzi potrzebowaliśmy większego domu. Dzięki awansowi Aleca było nas na to stać. I nie ukrywam wyszło wspaniale.- Uśmiechnęła się. – Wybrałam dla ciebie te sypialnię, żebyś miała więcej prywatności, a teraz jest naprawdę późno i ja i ty potrzebujemy kilku godzin snu. Dobranoc.- Powiedziała poczym wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Blondynka jeszcze raz rozejrzała się po pokoju i wskoczyła pod koc. Zmęczona dzisiejszymi wydarzeniami zasnęła od razu.
                                                        ***
Co z tego, że robiło się zimno, nikomu nie chciało się wracać do domu. Ognisko grzało wystarczająco. Cała piątka siedziała na ławkach zbudowanych z drzewa.
    Ross brzdąkał sobie na gitarze coś w stylu ‘Pass me by’ patrząc się tempo w ogień.     
    Rydel siedziała w objęciach Ella, co jakiś czas lekko muskając jego usta. Od, kiedy Mark i Stormie dowiedzieli się o ich związku całowali się i przytulali na okrągło. Nie zważając zazwyczaj na narzekania rodzeństwa oglądającego mecz, którego ekran zasłaniała właśnie ta całująca się para.
    Ryland i Rocki natomiast śmiali się… dokładnie nie wiadomo, z czego. To Rocky i Ryland… tego nie ogarniesz. Boki ich bolały a twarze całe były czerwone, oprócz tego opiekali sobie pianki nad ogniskiem.
    A Riker… Riker siedział w domu, w swoim pokoju. Od kąt on i Alice się rozstali… no chłopak trochę się załamał. Prawie w ogóle nie wychodzi z pokoju, każdy chce mu pomóc, jakoś go rozweselić, ale nikt nie daje rady. Trudno się dziwić był z dziewczyną dwa lata, a ona przychodzi któregoś dnia i mówi mu, że to już koniec. Jak tu się nie załamać? Rydel próbuje wyciągnąć go na zakupy, a chłopacy w ogóle starają się namówić go do muzyki. Ale to na nic jedyne, co robi to uczy się albo pisze żałosne teksty o złamanym sercu i byłej dziewczynie. Są wakacje, co prawda już się kończą, ale kto w wakacje się uczy? Szczerze mówiąc jak czyta te wszystkie książki i zeszyty to mniej cierpi, i psychicznie i fizycznie. Niedawno chciał się pociąć w Łazice. Na szczęście Ryland wtargną tam bez żadnych skrupułów i w porę powstrzymał brata. Po tym wydarzeniu na jego prawym nadgarstku została jedynie cienka blizna po nożu. Cała sytuacja patrząc na to z boku była naprawdę przerażająca. Strach w oczach Rylanda i łzy w ochach Rikera. Kropelki czerwonej krwi na błękitnym dywaniku łazienki. Ryland nie mógł się pozbierać po całym tym zdarzeniu przez dobry tydzień. Dlatego teraz wszyscy są jeszcze czujniejsi, jeśli chodzi o Rikera.
 -Ej Ross?! – Zawołał szatyn, na co chłopak odłożył gitarę i spojrzał na brata.- Wybrałeś już sobie kierunek?
- Nie jestem pewien, ale myślałem dużo nad Aktorstwem i Muzykologią.
- Ja zamierzam iść na dziennikarstwo. – Oznajmiła Rydel zakładając kolejną piankę na drewniany kijek. – A ty Ell? – Dodała po chwili. Chłopak zwrócił się w jej stronę z zamyśloną miną. Po chwili się odzywając.
- Wiesz tak naprawdę to chyba chciałbym zostać Psychologiem.- Po lewej stronie nastąpił nagły i niekontrolowany wybuch śmiechu. Tym razem śmiał się także Ross.
- Nasz Rattlif i psychologia… zaraz się ze sikam! – Rocky mało nie spadł z fotela.
-Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, ale to nie ty dostaniesz kupon rabatowy w mojej przychodni! – Oburzył się Rat. –Skoroś taki mądry to pochwal się, co ty wybrałeś? – Zwrócił się w stronę Rockyego.
- To oczywiste. Muzykologię. – Powiedział krótko. – Nie mam zamiaru użerać się kolejny rok z matma i fizyką.
- Ale wiesz o tym, że będziesz tam mieć różne lekcje, W tym matmę i Fizę? – Zapytała nie pewna tego stwierdzenia Rydel.
- Tak, ale więcej tam będzie muzyki. No i mam zamiar zostać kapitanem piłkarskiej drużyny sportowej. Nie mówcie, że się tego nie spodziewaliście? – Zapytał.
- Mniejsza z tym ja chcę iść na prawo. Co sądzicie? Jak będę wyglądał w czarnej todze?- Wtrącił się Ryland. Rodzeństwo i Rat popatrzyło na niego z nie dowierzaniem.
- Nasz mały RyRy idzie na prawo. No szacun stary, szacun. Wreszcie odkryłeś swoje powołanie. Będziesz siedział w pudrowanej peruce i walił młoteczkiem w stół! – Zawołał Rocky śmiejąc się z resztą.
- Nie, chce zostać prawnikiem. I wsadzać przestępców do więzienia.- Uśmiechną się pod nosem.
- Ehh już się nie mogę doczekać tych dziewczyn… i imprez. – Powiedział Ross, na co cała reszta pokiwała głowami. Oprócz Rydel i Ella oni już znaleźli swoją drugą połówkę. Po chwili Rocky wstał z fotela i wbiegł do domu, wrócił ze swoją gitarą.
- Może „PMB” na rozgrzewkę?-  Szturchną Rossa usadawiając się z powrotem w wygodnym fotelu. Po chwili z instrumentów wypłynęły czyste, spokojne dźwięki, Delly zaczęła nucić Ellowi do ucha melodię.
- Remember that trip we took in Mexico - Zaczął Ross po czym dołączyła się Rydel, kobiecy głos w tle brzmiał naprawdę fantastycznie, następne zwrotki same wypływały z ich ust. 
-Cudowny wieczór! -Powiedziała Rydel rozmarzonym głosem.


Ok mamy kolejny rozdział!
Mam nadzieję, że się podoba... czy wam tez tak trudno pisze się notki?
A więc mi rozdział nawet się podoba, ale nie wiem kiedy dodam następny czeka na mnie lektura, której omówienie mamy 02.03 ehh. No nic postaram się jeszcze dziś coś napisać, ale nie obiecuję. Powiem wam dobrą nowinę Livia pisze kolejnego oneszota, mi się bardzo podoba zapraszam do czytania jej opowiastek i głosujcie z którego osa ma zrobić bloga. 
http://r5elims.blogspot.com/
Komentujesz=motywujesz 
Anula :* :*


poniedziałek, 16 lutego 2015

Prolog

- Nie na widzę was, słyszycie nie na widzę! – Krzyczała głośniej niż zazwyczaj, dała upust gromadzonym od jakiegoś czasu emocjom. Znała konsekwencje tego czynu mimo to...
- Zastanawialiście się kiedyś czy jesteście dobrymi rodzicami?! Nie. Najwyraźniej nie! Traktujecie mnie jak swoją niewolnice... – Ból na lewym policzku w końcu zamkną jej buzię. Jak zwykle z resztą. Z jej dużych szafirowych oczu popłynęły słone łzy. Dziewczyna odwróciła się od matki i wbiegła po schodach do pokoju. Zatrzasnęła za sobą drzwi i osunęła się na podłogę ukrywając twarz w dłoniach. Kolejna kłótnia zakończona jej płaczem, kolejny siarczysty policzek wymierzony przez rodzicielkę. Po kilku minutach szlochania dziewczyna podniosła gwałtownie głowę z nad kolan i rozejrzała się po małym pokoiku skąpanym w półmroku. Zdjęcia w ramkach wiszących na ścianach teraz wydawały się jej nic nie warte. ( Mimo, że ramka trochę kosztowała). Jak książki kupowane przez matkę, zakurzone tak jak półki, na których stały, ale puchary i medale spoczywające w małym kartoniku pod łóżkiem... Tak to było coś. Sport to było jej hobby, nie jakieś badziewie książki czy zdjęcia tylko sport. Tylko to ją interesowało. Wyciągnęła pudło spoczywające pod łóżkiem i zaczęła rozstawiać puchary i rozwieszać medale wszędzie po pokoju. W końcu chwyciła za telefon leżący na błękitnym kocu z obrazkami płynących delfinów i wybrała numer w tym samym czasie wyjmując z szafy stare niebieskie trampki i ciepłą bluzę z polaru. Sięgnęła po brązową skurzaną torebkę, gdy w słuchawce odezwał się kobiecy głos:
-Halo?
-Suzanne? To ja.
-Gabi? Coś się stało? – Zapytała zmartwionym głosem kobieta.
-Nie, nie to tylkokolejna kłótnia. Mogę dziś do ciebie przyjechać?
- Tak oczywiście, ale...

- Wszystko ci wyjaśnię na miejscu.- Powiedziała poczym wcisnęła czerwoną słuchawkę na klawiaturze telefonu. Przełożyła pasek torebki przez ramię i podeszła do okna tuż nad łóżkiem i szeroko je otworzyła. Ciepły letni wietrzyk musną jej nadal zarumienione od płaczu policzki. Niebo świeciło milionami gwiazd, księżyc był w pełni. Jedyna książka, którą zdołała przeczytać opowiadała o tym jak to podczas pełni księżyca ludzie przemieniali się w olbrzymie wilki i do wschodu słońca biegali po leśnych zakamarkach. To była naprawdę fascynująca książka, jedyna w swoim rodzaju. Niestety życie toczy się dalej. Okno zawieszone było ledwie kilka metrów nad ziemią, co nie sprawiało żadnego kłopotu by spokojnie i bezpiecznie z niego wyskoczyć. Po chwili stopy nastolatki spoczywały na zielonej pachnącej trawie. Jeszcze tylko kilka kroków i była wolna. Sprawnie i cicho otworzyła zazwyczaj skrzypiącą furtkę i nawet jej nie zamykając pobiegła sprintem w stronę centrum miasta. Po chwili była już na przystanku, nie musiała długo czekać na wieczorny autobus, kwadrans po jej przyjściu wyłonił się z za zakrętu. Kupiła bilet i usiadła na wolnym dwuosobowym miejscu. Gdy autobus ruszył zdała sobie sprawę, że w końcu się udało, poprzednie próby ucieczki kończyły się przyłapaniem przez rodziców i bajeczką, że chciała się tylko przewietrzyć. Ale w końcu, nie mogła w to uwierzyć. Po kilku minutach wewnętrznej radości postanowiła się przespać. Do Los Angeles długa droga.  



Okay. No co by tu powiedzieć... macie Prolog. :)
Chciałam z tego zrobić pierwszy rozdział, but lepiej się sprawdza jako prolog. :) 
Siedzę nad ta notka dobre 7 min i po kiego groma nie wiem co napisać. Ale co można napisać pod prologiem. 
Mogę wam jedynie powzdychać do Rockyego, słucham właśnie 
"Ain't No Way We're Goin' Home"
Tak naprawdę to przesłuchuję moment od 2:07 min do końca.
Ahh ten moment... 2:18 OMG uzależniłam się !!
Ten uśmiech (2:47), jak się z gitarą obraca (2:53) 
A potem 3:14 Japierdziele oszaleje! 
I Ell w te bębny 3:17 i sexy tyłeczek Rikera (3:33)
I moment na którym umieram...3:40
Dobra koniec bo się rozpisałam... apropo wam też tak gorąco???
PS mam nadzieje, że ten moment rozkojarzenia nie będzie wam przeszkadzał. Więc teraz wracam do lektury zwanej Dary Anioła: Miasto szkła :)
Anula :* :*