środa, 25 marca 2015

Rozdział 3

- Na pewno wszystko w porządku? – Zapytała kolejny raz dziewczyna razem z brunetem pomagając Rossowi dojść do domu.
- Boli mnie głowa, ale nic po za tym. – Zerkną, na nią.- A ty…, kim jesteś?- Zapytał.
- Gabrielle Evans, jestem nowa, przyjechałam wczoraj. Mieszkam nie daleko.- Powiedziała spojrzawszy na drugiego brata, bruneta. Włosy okalały mu twarz i sięgały do brody, duże czekoladowe oczy spoglądały na nią z zaciekawieniem i podekscytowaniem. Na ustach gościł lekki łobuzerski uśmiech. Umięśnione ramiona podpierały młodszego brata. Koszulka mokra od potu przywarła do jego torsu, a długie palce u dłoni lekko stykały się z jej plecami. W skrócie mówiąc był bardzo przystojny. Od spotkania i tej akcji z kijem nie odezwał się ani razu jedynie się uśmiechną.
   Dochodzili już do dużego domu nie był jak willa, ale nie był też jak zwykły dom jednorodzinny. Gdzieś tak pomiędzy. Na podwórzu koło domu był basen, całkiem spory z trampoliną ustawioną na wysokości siedmiu i pół metra, z której skakali chłopacy i jeszcze jedną pięciometrową, z której skakała Rydel. Wśród drzew stała pięcioosobowa huśtawka, idealne miejsce do odpoczynku i schłodzenia się w upalne dni.
   Brunet otworzył furtkę kopiąc jej klamkę. Dziewczyna pomogła dojść Rossowi do domu. Gdy obaj bracia zniknęli gdzieś za drzwiami stała jeszcze chwile na progu po czym zdała sobie sprawę, że najwyższy czas żeby wracać. Po południu miała jechać do miasta z Alecem ( Alekiem). Obróciła się zwinnie i zeskoczyła z kilku schodków lądując na dróżce wysypanej różnorodnymi kamieniami. Zamknęła furtkę za sobą i poszła w stronę, z której właśnie przyszli.
                                       ***
- O mój boże! Ross! Co ci się stało?! Cały jesteś w piasku i masz ogromną śliwę pod okiem…. Rockyy!- Zawołała zdumiona Stormie, gdy obaj weszli do kuchni. Po chwili wyciągnęła z zamrażarki zimny groszek i podała go blondynowi, który machinalnie przyłożył go do głowy. Niewypowiedziana ulga.    Rodzicielka w tym czasie ze złością patrzyła na starszego brata.
- Ale to nie ja! Bo wiesz zdarzyła się taka głupia sytuacja…- Zaczął patrząc prosto w oczy matki. – Bo na spacerze poznaliśmy…. A właściwie to wystraszyliśmy…. Oczywiście przypadkowo, nie nasza wina, bo ona….
- Dorzeczy Rocky! – Odezwała się podenerwowana Stormie.
- No i my ją tak nie chcący wystraszyliśmy, i ona myśląc, że Ross jest jakimś zoczuchem zdzieliła go kijem. Przepraszała nas i nawet pomogła doprowadzić Rossa do domu. Czeka tam na podwórku przed drzwiami.- Skierował się do hallu ciągnąc mamę za rękę. Otworzył szeroko drzwi i…., nie zobaczył tam nikogo. Rozejrzał się dobrze, gdy ujrzał znikający za rogiem biały top. Wybiegł z domu nie zwracając uwagi na wołanie mamy, pobiegł w stronę zakrętu, za którym zniknęła dziewczyna. Zdyszany zawołał.
- Gabrielle! – Dziewczyna odwróciła się słysząc swoje imię. Zobaczyła bruneta opierającego się o słup i okropnie dyszącego. – Czy umówiłabyś się dziś ze mną na kawę?!- Krzykną nie zwracając uwagi na przechodniów. Dziewczyna lekko się uśmiechnęła.
- Z chęcią, ale dzisiaj nie mogę, nie mam czasu. Może jutro po południu?!-  Odkrzyknęła. Brunet uśmiechną się szeroko ukazując dwa rzędy lśniących białych zębów. Co z tego, że wcale jej nie poznał, że wie o niej tylko to jak się nazywa. Zakochał się, po prostu, zwyczajnie się zakochał. Miłością od pierwszego wejrzenia. Ludzie mówią, że to bzdura, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje. Kłamstwo! Nie chodzi tu o urodę, bo nie tylko wygląd się liczy powinno patrzeć się na sposób bycia, na to, jakim człowiekiem jest ta druga połówka. Uroda to tylko taki mały bonus, ale nie znaczy, że ta osoba jest taka fajna, jaka jest ładna. A Gabrielle…. Ona oddaje takie ciepło…. Nie wiadomo jak dobrze wyrazić to słowami. Po prostu patrząc w jej duże czekoladowe oczy nagle masz ochotę zamknąć ją w swoich ramionach i nigdy nie puszczać. Przynajmniej on tak czuł, odkąd ją zobaczył. Spoconą, w za dużym dresie, ale wystarczyło jedno spojrzenie by mógł utonąć w morzu szczęścia, że ją widzi. Od bardzo, bardzo  dawna, od kąt zrozumiał, co naprawdę liczy się w życiu nie mógł znaleźć sobie żadnej dziewczyny. Laski, z którymi wcześniej się umawiał, wydały mu się takie płytkie i sztuczne. Może wcześniej też takie były, ale on tego nie widział. Gdy zobaczył Gabi jej krótkie, niepewne spojrzenie poczuł, że znalazł to, czego szukał. Że ona idealnie go dopełnia, że to właśnie jest jego ideał, jego Crush.     
                                               ***
- Jestem! – Zawołała już od progu i od razu skierowała się do łazienki. Zdjęła spocony podkoszulek i dresy. Wskoczyła pod prysznic i poczuła ulgę wraz z ciepłą wodą. Co jej strzeliło żeby przy grzmocić chłopakowi kijem?? I do tego umówiła się z jego bratem na randkę! Jego bratem, którego wcale nie zna. Ale to była szybka decyzja. Po prysznicu zeszła na dół w szlafroku żeby pożyczyć podkoszulek z szafki siostry.
- Gotowa?! Czekamy na ciebie. – Powiedział Alec stając w progu sypialni. Dziewczyna wyjęła włosy spod koszulki i przytaknęła. Ruszyła za szwagrem. Po chwili byli już w samochodzie. Zapięła pasy na przednim siedzeniu.
- Jak ci się biegało?- Zapytał uruchamiając silnik Alec. Dylemat powiedzieć mu czy raczej nie?
- W pewnym sensie, taka głupia historia.- Zaczęła opowiadać. Gdy skończyła byli a miejscu. Gigantyczne centrum handlowe.
- Dobra robimy tak, daje ci kasę, idziesz połazić po sklepach i kupujesz sobie ciuchy, jakie chcesz a ja w tym czasie lecę po zakupy z Rozzi. Masz dwie godziny a potem spotykamy się przy samochodzie. Jak się zgubisz to dzwoń zapisałem ci numer w telefonie jak się kąpałaś. – Powiedział po czym udał się z dziewczynką do działu spożywczego.
   Gabi została sama. Ruszyła do pierwszego lepszego sklepu obuwniczego. Na półkach stało pełno najróżniejszych butów. A czego ona szukała? Najzwyklejszych trampek. W babskim dziale ich nie było, więc postanowiła szukać w męskim. No okey coś znalazła, ale nie ten rozmiar, nie ten kolor, nie ten fason. Po jakiejś półgodzinie szukania rozmiaru postanowiła opuścić sklep. Ale nie tak prędko, przecież nie da się wyjść ze sklepu nie zaliczając jakiejś wtopy. Na przykład potrącenia jakichś kartonów i wywalenia na podłogę jakiejś setki par butów. Stała jak słup soli patrząc się na swoje dzieło. Po chwili zbiegli się pracownicy sklepu. Na szczęście żadna para cudem nie ucierpiała musiała tylko to wszystko posprzątać. Wkładała czarne mokasyny do pudełka, gdy zobaczyła drugą parę rąk robiącą to samo. Obok niej kucał chłopak, ciemny blondyn, niebieskie oczy, torba na ramieniu, powaga i zarazem uśmiech na twarzy, zero, jakich kol wiek mięśni. Nie żeby to był jakiś problem.

-Pomogę ci. – Powiedział miękkim głosem. Patrząc jej prosto w oczy.


No dobra staram się wymyślić jakąś sensowną wymówkę na tę nieobecność. Mam nadzieje, że mnie zrozumiecie , ale był to nawał obowiązków związanych ze szkołą, za tydzień egzaminy, brak czasu i weny. Rozdział krótki ale wynagrodzę wam jeszcze dzisiaj choć bym miała pisać o północy dodam rozdział numer 4. Ten dodaję w pośpiechu bo trzeba w końcu odrobić tę matmę. 
Przemyślenia na temat miłości.... prawdę mówiąc moje prywatne przemyślenia. Co tu dużo mówić.  Tajemniczy nieznajomy.... nie dodawałam Susanne i Aleca do zakładki bochaterowie, bo nie są oni tak ważni w tym opowiadaniu, ale JEGO dodam. Już mam nawet wybranego przystojniaczka, myślę, że może ktoś będzie znał. :) Nasz Rocky zakochany po uszy w Gabi, ale czy to wypali??? Może ona nie będzie chciała??? O to jest pytanie xDD Dowiecie się w krótce. Pozdrawiam i życzę miłego czytania.
 Komentujesz = Motywujesz
Anula:*